Saint Lucia – Soufriere (cz8)

Mi osobiście się przysnęło podczas krótkiej trasy do kolejnego punktu naszej wyprawy – miasta Soufriere. Obudził mnie głos Denisa i Jasona – dwóch zadowolonych z życia facetów zajmujących się nami w tym właśnie miejscu. Darek z wrodzonym sobie wdziękiem załatwił wszystko w mig i po dwóch godzinach mieliśmy przygotowane dwie wycieczki i pełny stół jedzenia – banany, mango, ananasy, kokosy i wszelakie dobro w postaci ryżu, ryb. Całość nie zmieściła się absolutnie nawet w lodówce. Dopływając do Soufriere zauważyliśmy spory pożar w wysoko w górach, co właściwie zupełnie nie było dla nikogo problemem. Boja uchwyciła nasz katamaran i spokojnie udaliśmy się na spoczynek delektując się rumem HSE. 🙂

Poranek to podział na dwie grupy – Małgosia, Marta, Darek i Michał ruszyli na wspinaczkę na Gros Piton, natomiast ja, Michał i Justyna udaliśmy się na zwiedzanie ogrodu botanicznego i wulkanu Soufriere / Sulphur Springs. Pierwsza grupa opuściła Athene o 8.30, my natomiast dotarliśmy do brzegu Soufriere o 11.00. Szybko dostaliśmy się do przekolorowego mikrobusu i po chwili znaleliźmy się na punkcie widokowym. Karaiby z góry wyglądają lepiej – znacznie lepiej. 🙂 Nasz jacht był naprawdę malutki 🙂 Kilka zdjęć i powieziono nas chyżo do ogrodu botanicznego, gdzie ze względu na obecność Cruseir’a z USA zrobiło się dość tłoczno. Jedno jest pewne – rośliność jest przeobfita, bogata w wiele rodzajów kwiatów i owoców, które w Polsce są po prostu nieosiągalne ( lub dostępne w super szklarniach :). Wodospad w Rain Forest Region nie jest może okazały, ale na pewno obrazuje całość. Piękna flora ogrodu osadzona w żywej dżungli urzeka i Karaiby odkrywają przed nami kolejne tajemnice.

W czasie kiedy zwiedzaliśmy ogród druga grupa pięła się pod górę Gros Piton. Było warto – widok z góry jest lepszy – stanowczo lepszy aniżeli z punktu widokowego. Polecamy wejście – co prawda dochodzi do momentu, iż musimy wspinać się po linach i sznurkach, ale zdobycie Pitona jest osiągnięciem 🙂

Tip! Wejście na Gros Piton to 3 godziny drogi. Weźcie jak zwykle dużo wody, bawełniane koszulki ( pot leje się z nieba 🙂 i kilka kanapek.

Tymczasem my przesuwamy się do Sulphur Springs – jest dość tłoczno, gdyż mikrobusy śmigają z amerykańską populacją w jedną i drugą stronę. Sam wulkan nie wygląda może okazale ( wejście 15EC ), ale siarka stanowczo daje o sobie znać. Tuż obok nas ogniska pożaru widzianego poprzedniego wieczora dają o sobie znać poprzez eksplodujące bambusy ( dźwięk niczym wystrzał armatni ). Przy wulkanie otrzymaliśmy przewodnika, który oprowadził nas w spokojny – typowy dla regionu sposób po całości wulkanu. Tutaj również można się rozczarować, ponieważ miejsce nie jest specjalne – to „tylko” wulkan. Jednakże miejsce obowiązkowo należy odwiedzić i zobaczyć, iż wulkany są także całkiem przyjazne i całkiem spokojne. Karaiby i Saint Lucia to przede wszystkim lasy, tropik i dżungla – co powoduje, iż spacery są nieco uciążliwe z racji temperatury, ale niesamowicie okazała roślinność rekompensuje to w całości. Niezliczone ilości roślin – nazw niestety jeszcze nie jestem w stanie wymienić – mówiąc krótko – powala na kolana!

Powrót z wulkanu to zwiedzanie Soufriere – właściwie małego miasteczka, gdzie poczta, kościół i sklep spożywczy jest pewnego rodzaju centrum 🙂 Są tu jednak smaczki – honorowy konsulat Niemieckiej Republiki Federalnej, unikatowy punkt naprawy komórek i komputerów czy ciężarówkowa sprzedaż płyt CD, policja jeżdżąca z bronią maszynową czy lekkie piwo Piton, które jest niezastąpione i jedyne jako dostępne.

Polecamy bar tuż przy doku obok policji! Lubią nas – więc my stanowczo lubimy ich 🙂 Karaiby w pełnej krasie pokazały się nieco później, gdy z Denisem ruszyliśmy po szybkim rejsie motorówką w celu poszukiwania piwa. Poznałem lokalnych gangsterów i handlarzy, speców od „trawki”, kilka punktów wolnej amerykanki i lokalnych właścicieli barów – wygląda okazale.

Tip! Dom 100m2 i plac około 500m2 to koszt około 150.000EC. Zatem w odniesieniu do polskich warunków jest to bardzo przystępna cena. Jeśli zechcesz pomieszkać w Souriere i wynająć mieszkanie komplet wszystkiego to miesięcznie około 2.000EC.

W centrum Soufriere poznaliśmy sklep Debi – miłej pani z Anglii, która prowadzi go od ponad 4 lat sprzedając pamiątki z wyspy. Kupiliśmy koszuki Saint Lucia i trochę drobiazgów. Ceny bardzo przystępne ( t-shirt – 22EC ).

Tip! W regionie obowiązuje waluta dolara karaibskiego ( EC – eastern caribbean dollar ), który w Polsce jest kompletnie niewymienialny – zatem recepta – wydajcie wszystko! Przelicznik to 1EC – 1,13pln.

Bardzo interesująco wygląda również sprzedaż płyt CD. Ciężarówka, czarnoskóry sprzedawca i pirackie płyty CD wypalane na domowym komputerze po 10EC sztuka 🙂 Idealny biznes w trudnych czasach, szczególnie mając na uwadze turystów i obieżyświatów lubiących lokalne rytmy reggae. Kupiliśmy trzy płyty – jedną dostaliśmy gratis! Promocje stanowczo działają 🙂

Po dotarciu do doku po chwili pojawił się Denis i znaleźliśmy się z powrotem na naszym katamaranie wracając do wieczornej dostawy jedzenia! Ponownie rum? Tak, tym razem ze słodkim Rum Punch’em ukoił nas do snu. Piton zdobyty! Dobranoc!