Martynika – St.Pierre, Le Diamant (cz4)

Poniedziałek przywitał nas słońcem ( jak zazwyczaj ). Rozpakowaliśmy się i właściwie można powiedzieć, że 60% zabranych rzeczy nie będzie potrzebna! Omijając powody Karaiby to klimat, temperatura, wilgotność i wiatr. To powoduje, iż większość rzeczy staje się zbyteczna. Co zatem zabrać ze sobą aby nie przedobrzyć i nie zmuszać się do zbytniego wysiłku w noszeniu plecaków czy walizek?

Zabieramy maksymalnie na 3 tygodnie:

  • 5-8 t-shirt’ow
  • 4 komplety krótkich spodenek ( boardshort’ow )
  • jedną grubszą bluzę ( żadnych kurtek, wiatrówek, etc )
  • minimalną ilość bielizny ( chyba że ktoś nie może bez tego żyć 🙂
  • klapki o numer za duże najlepiej
  • jedną parę butów + skarpety do trekkingu
  • masę kremów UV
  • koniecznie okulary przeciwsłoneczne + sznureczek na szyję
  • zapasowy telefon jeśli jest dostępny
  • aquapack na dokumenty
  • plastry, środki przeciwbólowe, HotIce na drobne kontuzje, leki na przeziębienie ( to wbrew pozorom dość powszechne ), wapno oraz witaminy rozpuszczalne oraz hydrocortizon w maści
  • pastę do zębów i szczotkę, maszynki do golenia najlepiej jednorazowe
  • lockpack na dokumenty pozostawione w hotelu, na łodzi – aby wszystko było w jednym miejscu
  • szczelne folie na sprzęt elektroniczny ( aparat, kamera, laptop ) – słona woda jest zabójcą!
  • inwerter do 220V ( jeśli nie jest dostępny na łodzi czy katamaranie )
  • oddzielny plecak na elektronikę ( może być jako bagaż podręczny )
  • sam sprzęt elektroniczny – jak najlżejszy i najmniejszy – kamery powinny być najmniejsze z możliwych. Najlepiej zabrać wszystko bez futerałów zapakowane w miękkie osłony.
  • Kwestią wyboru jest sposób transportu – osobiście wybrałem walizkę z kółkami w przeciwieństwie do plecaków zabranych przez resztę załogi. Nie żałuję – choć noszenia nie było dużo, momentami kółeczka przydały się w znaczący sposób, choć generalnie odpowiednio zapakowany niewielki plecak będzie na pewno lepszym rozwiązaniem.
  • Płytki CD z ulubioną muzyką – na łodziach z reguły odtwarzacznie nie czytają MP3!

Tip! Sprzęt elektroniczny jedzie ZAWSZE w bagażu podręcznym, nigdy głównym! Walizki potrafią w liniach lotniczy mimo ich najlepszych intencji latać własnymi drogami z wózków do komór bagażowych.

Renault Symbol w zasadzie już o 9.30 było w środku ugotowane – klimatyzacja jest absolutnie niezbędna. Ruszyliśmy w kierunku Fort De France zatrzymując się na targu, gdzie dziewczyny zakupiły kapelusze i kilka drobiazgów – bardzo ładnych zresztą! Drogi na Martynice są w stanie idealnym, należy zwracać uwagę na ograniczenia prędkości, gdyż mandaty są drakońskie płatne w gotówce, co może skutecznie przetrzebić zawartość portfela.

Z Le Marin po ponad godzinnej jeździe mijając stolicę dojechaliśmy krętymi drogami do St.Pierre położonego w północnej części wyspy u podstawy wulkanu Montagne Pelee ( w tłumaczeniu „Łysa Góra” ). Sam wulkan to odrębna historia, gdzie w wyniku jego erupcji w roku 1902 całe miasto zostało kompletnie zniszczone grzebiąc jednocześnie około 30.000 ludzi w ciągu kilku minut. Był to wręcz biblijny kataklizm. Polecamy nasz artykuł na ten temat. Jedyną osobą, która przeżyła był więzień zamkniętej w bardzo specyficznej celi skazany na śmierć za zabójstwo policjanta. Został jednak ułaskawiony, po czym podróżował po ameryce pokazując dotkliwe oparzenia wraz z opowieściami o historii jego cudownego ocalenia.

Miasto St.Pierre różni się bardzo wyraźnie od pozostałych strasząc pozostałościami po eksplozji wulkanu. Kościół, spalone ruiny zabudowań i drzemiąca nieopodal góra stwarza wrażenie, iż mieszkańcy żyją w ciągłym niepokoju – bliżej nieokreślonym strachu przed powtórką z historii. Czarne plaże z wulkanicznym piaskiem ( udało mi się dowieźć do Polski woreczek z częścią plaży St.Pierre ), wąskie uliczki i nietypowy układ miejscowości czyni ją atrakcyjną i dość smutną w tej samej chwili. Na ulicach widać brak pieniędzy, widać też alkohol i marihuanę, jednak nie chciałbym przedstawiać miejsca w zbyt czarnych barwach. Piękna plaża przez St.Pierre to raj dla plażowiczów, otwarte lokalne bary ( bardzo lokalny – bar Bambou w północnej części miasta na plaży niedaleko kościoła ), sklepy z upominkami, deptak przed ratuszem miejskim i małe molo – wszystko to jednak niweluje smutek, z którym zetknęliśmy się na miejscu. Na pewno Karaiby to St.Pierre – miejsce należy stanowczo odwiedzić!

Tip! Zawsze zabieramy ze sobą wszędzie wodę mineralną ( najlepiej niegazowaną ). Jest zawsze potrzebna i przydatna. Nie można pozwolić sobie na odwodnienie organizmu – kończy się to zawsze bólem głowy i opuchniętymi nogami…

Udało nam się również zauważyć na kotwicy wielki jacht motorowy należący do rosyjskiego multimiliardera. Długość 123 metry, własny basen, dancehall, helikopter – całość warta lekko 400 milionów dolarów – zawartość mariny w Le Marin! 🙂 Sam okręt jest piękny, smukły i bardzo ekstrawagancko zaprojektowany. Dla 13 gości do dyspozycji pozostaje 42 osoby załogi stałej oraz 2 motorówki dolotowe. Przepych i snobizm w rosyjskim wydaniu wygląda na Martynice imponująco!

Z St.Pierre ruszyliśmy w drogę powrotną mijając Le Carbet, Bellefontaine, Case-Pilote i Scholcher docierając do drobnego korka przed Fort De France. Miasto jest wyposażone w znakomitą obwodnicę, jednakże godziny powrotów z pracy nieco spowolniły nasz ruch po okolicy. Przejeżdzając prze Ducos i Riviere-Salee minęliśmy charakterystyczny targ przy rondzie, gdzie sprzedają się wszelakie owoce dostępne w regionie. W Medecin skręt w prawo i po 15 minutach jazdy dotarliśmy do miejscowości Le Diamant, gdzie plaża, słońce, światło są po prostu diamentowe. Miejsce jest po prostu niesamowite. Piękne molo, dwóch lokalesów z marszu proponujących nam zakup „trawki”, pojedynczy wędkarz łowiący ryby, piękna plaża i mała wystająca z wody skalista wysepka Rocher du Diamant. Bajka! Z tej plaży stanowczo nie chce się schodzić! Idealne miejsce na dłuższy postój. Le Diamant to również przemiłe knajpki i malutkie lokalne sklepiki z gadżetami i pamiątkami – warto jednak z zakupami poczekać – na wyspach poniżej Martyniki są one tańsze i ładniejsze!

Tip! Jeśli masz do dyspozycji teleobiektyw – koniecznie zabierz – jest momentami niezbędny! 🙂

Po zwiedzaniu Le Diamant wróciliśmy do Le Marin delektując się ponownie wspaniałym rumem HSE – to przecież Karaiby 🙂